Wychowanie bez słów – co oznacza w praktyce
– Kochasz mnie, mamo? – usłyszałem podczas wspólnego obiadu pytanie Oli.
– Tak, Oleńko, bardzo cię kocham. A czemu pytasz? – teraz mama chciała wiedzieć, skąd wzięła się ta wątpliwość córki. A może to nie była wątpliwość, tylko zwykła ciekawość? Niezależnie od tego, co to było, chciała wiedzieć.
– Bo w przedszkolu pani nam mówiła, że jak się kogoś kocha, to mu się to często mówi. A ty mi nie mówisz tak często, że mnie kochasz… – wyjaśniła Ola.
Tak zaczyna się jedna z opowieści kota Afika, którą znaleźć można w audiobooku „Przygody kota Afika – bajki pełne dobrych myśli”.
To prawda. Kiedy się kogoś kocha, to mu się to mówi. Czy jednak trzeba to robić często?
Złoty środek
Z pewnością nie chodzi o to, by wpadać w skrajności, bo one rzadko kiedy wychodzą człowiekowi na dobre. Lepiej znaleźć swój złoty środek. Taki, który zgodny będzie z twoim charakterem, emocjonalną naturą, sposobem, w jaki na co dzień, wyrażasz swoje uczucia.
Tak można by było powiedzieć, gdy chodzi o relacje między dorosłymi. A co z dziećmi? Czy do nich częściej wypowiadać te wyjątkowe słowa?
I tu nic się wg mnie nie zmienia – szukajmy złotego środka. Zanim jednak zaczniesz go na dobre stosować, warto na temat wyrażania uczuć, najzwyczajniej w świecie porozmawiać. Dobrym początkiem takiej rozmowy, może być wspólne wysłuchanie bajki „Kochasz mnie, czy nie”, ale jeśli jej nie masz, to na pewno sam coś wymyślisz.
O czym rozmawiać?
O tym, w jaki sposób możesz komuś powiedzieć, że go kochasz i jak można te słowa wyrazić nie słowami. I zrezygnuj z chęci zabłyśnięcia przed dziećmi swoją rodzicielską mądrością. Pozwól, by to od nich wyszły pierwsze pomysły. Na dłużej je zapamiętają i szybciej zastosują w życiu.
Wychowanie bez słów – czy to możliwe
Wychowanie to nie tylko słowa. Można przegadać najważniejsze lata dziecka i wcale go nie wychować. A przynajmniej nie tak, jakby się tego chciało: na ludzi dojrzałych, samodzielnych, uczciwych, szczęśliwych, pogodnych, optymistycznych, zaradnych, pewnych siebie, akceptujących siebie i innych, przyjaźnie nastawionymi do świata, tworzących życie a nie zdanymi na to, co przyniesie im los.
Takich ludzi dziś nam wszystkim potrzeba. Ale skąd ich brać, skoro nie wszyscy rodzice takie cechy posiadają? Nie można dać czegoś, czego się nie ma. Można o tym mówić, prawić kazania, pouczać, ale nie łudź się, że przeobrazi się to w codzienny sposób bycia twojego dziecka. Ono jest mądre i widzi więcej, niż czasem byś chciał. A na pewno czuje to, czym wypełnione są słowa, gesty, spojrzenia rodziców.
Wychowanie bez słów to spore wyzwanie dla rodziców.
Wymaga bowiem pracy nad sobą, świadomego wypowiadania słów, radzenia sobie z emocjami, zmieniania przekonań, które nie działają na ich korzyść, pozytywnego myślenia, przyjaznego oraz życzliwego nastawienia do ludzi i świata (co wychodzi na jaw niemal każdego dnia – podczas jazdy samochodem, zakupów, „brzydkiej” pogody, nieoczekiwanych zdarzeń, dyskusji przy rodzinnym stole. Wtedy trudno udawać, bo kierujemy się emocjami. Reagujemy, zamiast wybierać zachowanie, uczucia, słowa. Dzieci, które to widzą, nie uwierzą potem rodzicom, gdy ci mówić będą, że trzeba być tolerancyjnym, szukającym w innych i w codzienności tego, co dobre itd.
Wychowanie bez słów jest trudne, ale o wiele lepsze, korzystniejsze dla całej rodziny, skuteczniejsze i prawdziwsze. I nikt nie mówi, by być kimś doskonałym i nieskazitelnym, bo raz, że takich ludzi nie ma, a dwa, nikt by z nimi na dłuższą metę nie wytrzymał. Każdy popełnia błędy, ale tylko świadomy rodzic umie się do nich przyznać przed dziećmi. Każdemu zdarza się emocjonalny wybuch, ale nie każdy umie potem przeprosić.
Wszyscy mamy wybór. Możesz być teoretykiem gawędziarzm, albo praktykiem, mistrzem w sztuce życia, wyrażającym miłość do swoich dzieci całym sobą: słowami, gestami, działaniami, spojrzeniami, milczeniem, obecnością, zrozumieniem, akceptacją i tym, co w tobie najlepsze.