Prawdziwy zwycięzca
Kilka słów o bajce
Dzieci zwykle uwielbiają się ścigać. Zwierzęta również, a skoro tak, to trudno się dziwić, że Bączek nie mógł się doczekać startu w wyścigu ogłoszonym przez pana Sowę. Oczami wyobraźni widział siebie przekraczającego jak pierwszy linię mety i odbierającego złoty medal, który był główną nagrodą.
Wyścig nie był łatwy, ale co to dla Bączka. Był nie tylko szybki, ale też zwinny, jak na kota przystało. To nic, że rok wcześniej zwyciężyła wiewiórka Rudaska. Teraz on miał szansę pokazać wszystkim, że może ją pokonać. Nie wszystko jednak poszło po jego myśli. Dzięki temu jednak, wszyscy mogli zobaczyć, jaki Bączek jest naprawdę…
Prawdziwy zwycięzca
Wymarzony wyścig
To był wyjątkowy dzień, a jego bohaterem był mój przyjaciel Bączek.
Dziś w parku, Pan Sowa zorganizował doroczny wyścig zwierząt. Każdy, nie tylko mieszkaniec parku, mógł wziąć w nim udział. Gdy Bączek się o tym dowiedział, aż podskoczył z radości. Uwielbia się ścigać i jest naprawdę szybki. Choć ma niewiele lat, to szybszego kota w życiu nie spotkałem. A z kilkoma w swoim życiu miałem okazję się ścigać. Z każdym wygrywałem. Z Bączkiem nie udało mi się do tej pory ani razu. Cóż, nie muszę. Przecież nie to jest najważniejsze w naszej przyjaźni. Wystarczy mi, że spędzamy razem czas. I to bardzo miło.
Od samego rana Bączek był bardzo przejęty startem w wyścigu. Nie pokazywał tego po sobie, ale doskonale to wyczuwałem. Znam tego małego rudzielca i wiem, kiedy niczym się nie przejmuje, a kiedy troszkę się denerwuje, bo na czymś bardzo mu zależy. Dziś chciał wygrać. Wie, jak dobry jest w bieganiu na długie dystanse. A wyścig w parku do najkrótszych nie należy. Oj, nie.
– Bączek, może byśmy już się zbierali do wyjścia? Lepiej być wcześniej na miejscu, żeby się zapisać, dostać numer startowy i trochę rozgrzać mięśnie. Co ty na to?
– Masz rację, Fafik. Tu już nic dziś nie zrobię, a jeśli teraz ruszymy do parku, to przynajmniej będę wiedział, że się nie spóźnię. Przecież w drodze wszystko może się zdarzyć. Dlatego lepiej mieć trochę czasu w zapasie.
Po tych słowach Bączka, truchcikiem ruszyliśmy w kierunku trasy wyścigu. Po drodze mijaliśmy wróble, sroki, gawrony i skowronki. Wszyscy lecieli do parku. To wielki dzień i każdy o tym wiedział. Rozmawiało się o tym od miesiąca. Próbowano zgadnąć, kto wygra w tym roku. W poprzednim najlepsza była wiewiórka Rudaska. Drugi był lisek Kitek, a trzeci pies sąsiadów, Ciapek. Bączek wtedy jeszcze tu nie mieszkał. W innym przypadku, pewnie też by startował i kto wie, może wygrałby zamiast Rudaski…
– Ale się cieszę, że będę się ścigał. Uwielbiam biegać, a teraz mogę jeszcze zdobyć nagrodę – złoty medal. Widziałem ten, który Rudaska dostała w tamtym roku. Jest piękny – rozmarzył się Bączek. – Pomyśl Fafik, wracamy po wyścigu, ja mam na szyi medal i wszyscy biją nam brawo, podbiegają, gratulują. Jestem sławny, bo jeszcze długo w parku opowiadają, jak wygrałem i że jestem najszybszym kotem w okolicy. A może nawet na świecie.
– Fajnie by było. I tego ci życzę, Bączek. Jestem dumny, że w ogóle bierzesz udział w wyścigu. Może za rok ja też wezmę udział, bo chciałbym sprawdzić, jak szybko potrafię biegać. Wiem, że ty jesteś szybszy ode mnie, ale ciekaw jestem, kto jeszcze. A może wtedy obaj zdobędziemy medale – ty złoty, a ja srebrny? – moja głowa wypełniła się marzeniami.
Lubię marzyć i wiem, że to, czego bardzo chcemy i o czym ciągle myślimy, w końcu się spełni. Dzięki temu, że wiemy, co chcemy robić albo kim być, codziennie możemy zrobić coś, co nam pomoże to marzenie spełnić. Ja od dziś zaczynam ćwiczyć bieganie, żeby dobrze przygotować się do kolejnego wyścigu w parku. A wtedy moje marzenie na pewno się spełni.
I tak, już po chwili, dotarliśmy na miejsce startu. Zawodników było całkiem sporo. Nie wiedziałem, że aż tyle zwierzątek lubi się ścigać. To chyba dobrze, bo dzięki temu wyścig będzie jeszcze ciekawszy. Może komuś uda się już na samym początku wyprzedzić całą grupę i wysunąć się na prowadzenie?
– Fafik chodź tu. Pokażę ci, gdzie zawodnicy zapisują się do wyścigu i dostają numerki startowe. Dzięki temu w następnym roku będziesz już wiedział – usłyszałem głos Bączka. Pobiegłem czym prędzej, by wszystko dokładnie zobaczyć i zapamiętać. Byłem też ciekaw, jak to wygląda.
– Jak masz na imię? – zapytał jeżyk, który zajmował się zapisami zawodników i przydzielaniem numerów startowych.
– Bączek. Mam na imię Bączek i startuję pierwszy raz – dumnie odparł mój przyjaciel.
– Dobrze. Zapisałem twoje imię, a tu jest twój numer startowy – z uśmiechem stwierdził jeżyk, po czym podał Bączkowi małą tabliczkę z kory, na której wyryta była duża cyfra 7. Tabliczka miała doczepione dwie kolorowe gumki, by każdy zawodnik, niezależnie od tego, jak był duży, mógł ją założyć na siebie tak, by mu nie przeszkadzała podczas wyścigu.
– Bardzo dziękuję. To moja ulubiona liczba i na pewno przyniesie mi szczęście – stwierdził zadowolony i uśmiechnięty Bączek.
Do biegu gotowi? START
Cali szczęśliwi, udaliśmy się na miejsce startu, gdzie Bączek ustawił się jako siódmy, zgodnie z numerem, który otrzymał od jeżyka.
Usiadłem pod drzewem, które rosło na małym wzniesieniu. Dzięki temu mogłem wszystko dobrze widzieć. A na pewno widziałem Bączka, który rozgrzewał się właśnie na linii startowej. Na pewno mu się uda. Jest przecież najlepszy. Wiem, że jest wielu innych, bardzo szybkich zawodników, ale Bączek jest najszybszy i dziś wszyscy się o tym dowiedzą.
Gdy zawodnicy byli gotowi do startu, głos zabrał pan Sowa:
– Dziękuję wszystkim za tak liczne przybycie. Zawodnikom za to, że zdecydowali się na udział – bez nich przecież wyścig nie mógłby się odbyć. Widzom za przybycie i dopingowanie podczas całego biegu. Życzę dobrej zabawy i szczęśliwego ukończenia biegu. Nie należy do najłatwiejszych, ale widzę, że zawodnicy są dziś bardzo dobrze przygotowani. Na pewno poradzicie sobie z małymi przeszkodami, które przygotowaliśmy na trasie wyścigu.
Wszyscy w ciszy i skupieniu słuchali tego, o czym mówił pan Sowa. Dopiero gdy wspomniał o przeszkodach, wśród zawodników dało się słyszeć krótkie i przyciszone pytania:
– Jakie przeszkody? Czy damy radę je pokonać? Czy są dobrze oznakowane? Mam nadzieję, że nic złego mi się nie stanie. Po co w ogóle takie przeszkody? Przecież już sam wyścig jest wystarczająco trudny. Tak długa trasa potrafi nieźle zmęczyć – mówili jeden przez drugiego.
– Spokojnie, kochani, spokojnie – odezwał się pan Sowa, słysząc pomruk słyszany na linii startowej. – Przeszkody są łatwe do pokonania. Dzięki nim wyścig będzie ciekawszy dla oglądających, więc nie macie powodów do zmartwienia. Czy wszyscy są gotowi? – zakończył pytaniem swoją wypowiedź i spojrzał na całą piętnastkę, prężącą łapki do biegu.
– Tak, tak, jesteśmy gotowi – dało się słyszeć głosy zwierzątek, które widać było, że nie mogą się już doczekać, kiedy wreszcie usłyszą sygnał startowy.
– Uwaga! Uwaga! Wszyscy zawodnicy. Do biegu… gotowi… START! – najgłośniej jak tylko umiał, pan Sowa dał sygnał do startu. Razem ze słowem START, wszyscy usłyszeli głośny huk – to dzięcioł Dudek przebił swoim ostrym dziobem żółty balon znaleziony w konarach jednego z drzew w parku.
Patrzyłem na to wszystko z wielkim przejęciem. Gdy tylko zawodnicy ruszyli, ja swój wzrok skupiłem na Bączku – przecież to jemu kibicowałem. Bardzo chciałem, by wygrał. Zresztą wygrana mu się należy – jest najszybszym zwierzakiem w okolicy.
Już po chwili wszyscy zniknęli za pierwszym zakrętem parkowej ścieżki. Postanowiłem pobiec na skróty przez park, by zobaczyć, jak Bączek radzi sobie z pierwszą przeszkodą, o której wspomniał pan Sowa. Kiedy znalazłem się na miejscu, żadnego z zawodników jeszcze nie było.
Każdy z biegnących miał do pokonania tor przeszkód. Na początku bieg slalomem między drzewami, które zostały specjalnie oznaczone. Za ostatnim drzewem ustawiona była wąska, drewniana kładka – do której wykorzystano stary, gruby konar drzewa. Każdy z zawodników miał za zadanie przebiec po niej bez przystanku. Gdyby zdarzyło się, że stracił równowagę, miał wrócić na początek slalomu i wykonać zadanie jeszcze raz.
Czekałem z niecierpliwością, kiedy zobaczę Bączka. Ciekaw byłem, czy dalej jest trzeci, czy może udało mu się kogoś wyprzedzić. Zaraz po starcie biegł zaraz za Rudaską i Ciapkiem, ale przecież wszystko mogło się zmienić. Od tamtej chwili minęło już trochę czasu.
Nagle usłyszałem tupot małych łapek i od razu pomyślałem, że to mój przyjaciel. Niestety, tym razem się myliłem. To Rudaska zaczęła swój drzewny slalom i pokonała go bezbłędnie. Na koniec, z gracją przebiegła po konarowej kładce i popędziła przed siebie. Gdy kończyła pokonywać pierwszą przeszkodę, zza drzew wybiegł Bączek. Tak! To on! A to znaczy, że udało mu się wyprzedzić Ciapka. Teraz jest drugi i ma jeszcze większe szanse na to, by wygrać. Doskonale poradził sobie ze slalomem, potem – jak każdy zwinny kot, który nie jeden raz chodził po płocie – pokonał odcinek z kładką i pomknął przed siebie. Był naprawdę szybki. Takiego jeszcze go nie widziałem.
Nie czekałem tu dłużej, tylko pobiegłem w stronę mety. Tam, już wkrótce, mieli pojawić się pierwsi zawodnicy. Miałem cichą nadzieję, że jako pierwszy pojawi się Bączek.
Na skróty, przez park, dobiegłem w okolice mety. Znalazłem wolne miejsce kilkanaście metrów przed jej linią i czekałem. Z daleka słychać było dopingowanie biegaczy, a to mogło oznaczać tylko jedno: są już blisko. Rudaska, czy Bączek? A może Ciapek przyspieszył i wyprzedził wszystkich? O tym miałem się przekonać już za chwilę.
Skupiony wpatrywałem się w ostatni zakręt dzielący zawodników od mety wyścigu.
Na ratunek Rudasce
– Są! – krzyknąłem i poderwałem się z miejsca. Pierwsza biegła Rudaska, a niedaleko za nią, Bączek. Biegli naprawdę szybko. Wydawało się, że Bączek dogania wiewiórkę, ale za dobrze tego nie widziałem, bo byli za daleko od miejsca, w którym stałem.
W pewnej chwili Rudaska odbiła się bardzo mocno i wyskoczyła tak wysoko, jak jeszcze nigdy w życiu nie widziałem. A znam ją już chwilę i wiem, co potrafi ta mała, zwinna wiewiórka. Leciała przed siebie i leciała, jakby w ogóle nie zamierzała wylądować. Takie przynajmniej miałem wrażenie. Gdy w końcu jej przednie łapki dotknęły ziemi, Rudaska zaczęła turlać się w stronę mety. Po kilku przewrotach, zatrzymała się i… zamiast biec dalej, leżała nieruchomo, jakby coś jej się stało. Bączek tylko śmignął obok niej i popędził w stronę mety. Wiedział, że tuż za jego plecami, biegnie Ciapek i cała reszta zawodników, więc nie mógł sobie pozwolić na żadne przystanki, czy oglądanie się za siebie.
Serce biło mi jak szalone. Tak. Bączek zdobędzie złoty medal – myślałem z dumą i już widziałem, jak obaj wracamy do domu wśród wiwatów i oklasków przybyłych na wyścig zwierzątek.
Nagle patrzę i oczom nie wierzę. Bączek, zamiast co tchu pędzić do mety, zatrzymał się i zaczął biec w przeciwnym kierunku.
– Bączek! Meta jest w drugą stronę! – zawołałem z całych sił, mając nadzieję, że mój głos przebije się przez doping zebranych widzów.
Bączek chyba mnie nie słyszał, bo nie zmienił kierunku biegu. Zatrzymał się dopiero przy Rudasce, która wciąż leżała na parkowej ścieżce. Widziałem, jak mój przyjaciel bierze łapkę wiewiórki i coś do niej mówi. Może straciła przytomność, bo dopiero po chwili podniosła głowę i powoli wstała na 4 łapki. Oparła jedną na szyki Bączka i utykając, ruszyła z nim w stronę mety.
Podczas gdy Bączek pomagał Rudasce, do mety popędził jak strzała Ciapek, a za nim pozostali uczestnicy wyścigu.
Mój przyjaciel z ranną wiewiórką linię mety przekroczył jako ostatni, ale to on był dla mnie prawdziwym zwycięzcą. Nawet teraz, kiedy wspominam to wszystko, w oku kręci mi się łza wzruszenia. Jestem dumny z Bączka. Wiem, jak bardzo zależało mu na wygranej i na złotym medalu. Mimo to, wybrał coś innego: pomoc rannej Rudasce.
Za rok na pewno pan Sowa zorganizuje kolejny wyścig w parku. Może wtedy obaj weźmiemy w nim udział? Mam nadzieję, że Rudaska szybko wróci do zdrowia. Obiecaliśmy z Bączkiem, że odwiedzimy ją jutro. Przecież od tego są przyjaciele.
To nie wszystko
Na stronie możecie przeczytać też inne, ciekawe i niosące wartościowe przesłanie historie. Gdyby się jednak okazało, że to mało i Twoja pociecha prosi o więcej opowieści kota Afika, jest na to rada. Możesz sięgnąć po bajki zebrane w zbiorze:
Przygody Kota Afika Pozytywne przekonania w formie rymowanek. Wzruszają, śmieszą, uczą, zapadają w serce i umysł
Ebook i audiobook zawiera następujące bajki:
2. Wizyta u pani weterynarz
3. Wyznanie Krzysia
4. Wszystko jest po coś
5. Trudne słowo NIE
6. Czy w ciemności mieszkają potwory?
7. Gdy nie chce się uczyć
8. Lubię siebie
9. Nikt nie musi być winny
10. Kiedy kończy się zabawa
12. Sztuka słuchania
13. Jesteś ważny
14. Każdy jest wyjątkowy
15. Niesprawiedliwe słowa
16. Kto próbuje, temu się udaje
17. Daj mi chwilkę
18. Sukces – to takie proste. Część I
19. Sukces – to takie proste. Część II
20. Potrzebuję twojej pomocy. Część I
21. Potrzebuję twojej pomocy. Część II
Posłuchaj jednej z bajek
Prawdziwy zwycięzca – jak nim zostać?
To trudne, ale możliwe. Ci, którzy w swojej sportowej karierze postąpili jak Bączek, zapisali się w historii i do dziś podawani są za przykład wspaniałej rywalizacji. Uznawania za bohaterów, dostają coś więcej, niż medal, czy puchar. Mają uznanie kibiców i publiczności zgromadzonej na trasie wyścigu.
Bajka o prawdziwym zwycięzcy to pomoc dla ciebie i twojego dziecka w zrozumieniu, co tak naprawdę liczy się w rywalizacji. Nie medale i nagrody, ale drugi człowiek i tego warto uczyć dzieci od najmłodszych lat. Wciąż rzadko się spotyka z takim zachowaniem, dlatego tym bardziej jest potrzeba, by o tym rozmawiać. A bajka jest doskonałą ku temu okazją. Być może twoja pociecha nie od razu zgodzi się z tym, że Bączek postąpił słusznie. Nie szkodzi. Nie przekonuj na siłę, że jest inaczej. Może zrozumie to w trakcie innej rozmowy lub kolejnego słuchania tej bajki. Warto jednak do tego wracać, by zbudować w małym człowieku poczucie solidarności z innymi zawodnikami i umiejętność wybierania tego, co naprawdę jest w życiu ważne.
*Tekst zawiera linki afiliacyjne do Programu Partnerskiego Wydawnictwa Złote Myśli