Czekanie jako sposób na życie
Wbrew temu, co niektórzy myślą, czekanie, oddala nas od celu.
A jeśli nie oddala, to przynajmniej spowalnia nasze kroki w jego stronę.
Samo czekanie to zawieszenie w próżni. Pogrążenie w myślach. Jeśli są twórcze, przyjmując postać wizualizacji celu, to jeszcze jest to zrozumiałe i sensowne. Ale jeśli tylko czekamy, napełnieni zniecierpliwieniem, frustracją, niepewnością, bezsilnością i niewiedzą, czy w ogóle stanie się to, na co czekamy – wtedy marnujemy czas, życie, energię i cały nasz potencjał. Stajemy się biernymi odbiorcami rzeczywistości. Zdani na łaskę i niełaskę losu, bezmyślnie dryfując przez życie.
Na co czekają rodzice?
Etapów jest całe mnóstwo.
Od chwili, w której dowiadują się, że będą mieli dziecko – czekają na poród. Martwią się, czy dziecko będzie zdrowe, silne, sprawne i… ładne, choć o to ostatnie martwić się nie muszą, bo dla rodzica dziecko jest zawsze najpiękniejsze. Przynajmniej dla tego, który na dziecko naprawdę czeka i z jego przyjścia na świat szczerze się cieszy.
Gdy maleństwo ujrzy światło dzienne, czekają aż zacznie chodzić, mówić, stawiać pierwsze kroki na drodze do samodzielności itd. itd. Krótko mówiąc: końca nie widać.
Gdy czekanie staje się codziennością, bardzo łatwo zagubić się jako mąż, żona, człowiek dla siebie samego.
Czekając na czas, kiedy mały zacznie przesypiać noce, potem spać samodzielnie, z każdym tygodnie topnieje nadzieja, że kiedyś będzie normalnie tzn. jak w małżeństwie, w partnerstwie, w związku dwojga kochających się ludzi.
Wiem, że to tylko jeden z wariantów, wg których żyje pewna część rodziców. Warto jednak zastanowić się, czy będąc rodzicem, czekam na coś, co ma związek z dzieckiem.
Jeśli nie jesteśmy jeszcze rodzicami, również to pytanie warto sobie zadać: na co w TEJ CHWILI czekam?
I jak wygląda to moje czekanie, czyli:
- o czym najczęściej w związku z tym myślę,
- ile czasu na to myślenie poświęcam,
- czy moje czekanie ma wpływ na jakość mojego życia w tej konkretnej chwili (na plus czy na minus),
- czy moje czekanie przyspiesza podążanie do celu, czy mnie do niego przybliża, czy może mnie spowalnia, bo zamiast zająć się stawianiem konkretnych kroków, realizacją zadań, które są częścią drogi do celu, ja siedzę i zastanawiam się: uda się, a może nie?
- A co jeśli coś pójdzie nie tak?
- Co jeśli mi odmówią?
- Czy sobie poradzę z… ? Itd.
Czekanie sprawia, że nie żyjemy w pełni, nie ma nas tu, gdzie tkwi nasze ciało.
Nie ma nas przy partnerze, przy dziecku, przy stole podczas wspólnego posiłku. Ciało jest, ale umysł wybiega w przyszłość.
Czekanie rodzi niezadowolenie z tego, co jest,. bo przyszłość wydaje się być lepsza, łatwiejsza, piękniejsza i bogatsza we wszystko, czego teraz nie mamy.
Może zamiast czekać, zacznijmy wyciskać z każdej minuty tyle, ile się da, jak promień lasera skupiając swoją uwagę na tym, co w danej chwili robimy: na rozmowie z bliskimi, na zadaniu w pracy, na drodze do domu, na smaku kawy, którą zwykle pijemy w pośpiechu.
Przestańmy tylko czekać, a zacznijmy naprawdę żyć i tym życiem cieszyć się w całej pełni.