Gdy postawiłem siebie na pierwszym miejscu, wszystko zaczęło się zmieniać.
Kiedy po latach, po raz pierwszy postawiłem siebie na pierwszym miejscu, okazało się, że to wybór, którego muszę dokonywać każdego dnia na nowo.
MUSZĘ, bo nie przychodzi mi to łatwo, a to znaczy, że wymaga to ode mnie sporego wysiłku. Jednak też bardzo CHCĘ, bo czuję, że bez tego moje życie nigdy nie będzie moje. Poza tym coraz częściej moja frustracja i wściekłość na siebie sięga zenitu i wylewa się w postaci bezsilności, złości na siebie i bliskich mi ludzi (głównie przeżywanej w myślach i w ciele, niż wyrażanej na zewnątrz). A to nie oni są odpowiedzialni za moje wybory. Korzystają tylko z tego, na co im pozwalam.
Jakiś czas temu postanowiłem dokonać zmiany miejsc na podium swojego życia. Od wczesnego dzieciństwa to inni i ich sprawy, zajmowali pierwsze miejsce i temu podporządkowane było moje życie. Ja nawet nie byłem na podium. Zwykle na szarym końcu, bo wszystko było ważniejsze ode mnie. Mimo to, moje wewnętrzne dziecko nie pogodziło się z tym. Tak samo moja dusza. I choć przez wiele lat ignorowałem ten głos, to teraz już nie tylko nie chcę, ale nie potrafię. Krzyk duszy jest tak głośny, że nie mogę go ignorować, udając, że go nie słyszę. Nie chcę go nie słyszeć. Chcę w końcu skorzystać z niego i zacząć żyć tak, jak w głębi serca, umysłu i duszy chcę.
Filozofia Kaizen
O tej metodzie przeczytałem kilka lat temu i od razu bardzo mi się spodobała. Metoda małych kroków we wszystkim, co robię, to coś, czego mi brakowało. To idealne rozwiązanie przy każdej zmianie. Dlatego również teraz postanowiłem ją wykorzystać.
Postawiłem siebie na pierwszym miejscu, ale nie zrobiłem tego z całym swoim życiem. Wiedziałem, że po wielu latach to nierealne, ale na szczęście mogłem to zrobić po trochę. A skoro tak, to zacząłem od zmiany kolejności w swoim planie dnia. Może dzięki temu, że działam zdalnie, jest mi trochę łatwiej. To ja ustalam sobie godziny pracy i odpoczynku (tego wciąż jest zbyt mało, a czasem nie ma go wcale, ale to kolejny mały krok do postawienia na drodze do tej zmiany).

Jak wytłumaczyć dziecku że jest ważne
Poczucie bycia ważnym rodzi się z brania odpowiedzialności za część domowych obowiązków. I o tym jest bajka “Jesteś ważny”, która może się okazać dobrym początkiem ważnych zmian.
Do tej pory najpierw „połykałem żabę”, jak to mawia Bryan Tracy i myślałem, że to dobry sposób. Jak się okazało, nie dla mnie. Rozpoczynanie dnia od pracy dla kogoś i przekładanie swoich spraw na koniec, w 99,99% kończyło się porażką. Owszem, z pracą zwykle się wyrabiałem, ale czasu dla siebie już nie miałem. Było zbyt późno, a ja byłem za bardzo zmęczony i… coraz bardziej zły na siebie, że znów mi się nie udało. A wypełniony energią frustracji, był tak mało wydajny, że wszystko zajmowało mi dużo więcej czasu, niż powinno.
Pomyślałem, że może powinienem na maksa podkręcić obroty przez 2-3 tygodnie, by potem mieć cały tydzień tylko na swoje sprawy. Jednak i to się nie sprawdzało. Kto pracował w domu, wie jakie to trudne. Ciągle pojawiają się rozpraszacze i jest coś do zrobienia. Poza tym, z moim problemem, jakim jest stawianie spraw innych ponad swoje, również pomaganie innym i wyręczanie ich w domowych zajęciach, wygrywało nieraz nawet z pracą. Tak więc wciąż tkwiłem w skrajnym altruizmie, gdzie nawet moja praca dla innych przegrywała z domowymi działaniami, też na rzecz innych.
Gdy postawiłem siebie na pierwszym miejscu…
…wszystko inne zaczęło być na swoim miejscu. To nieco przerobiona maksyma, której ogromnej mocy doświadczyłem wiele lat temu. Wtedy brzmiała nieco inaczej, choć dziś wiem, że jej istota się nie zmieniła. Postanowiłem zaryzykować i wbrew logice i rozumowi, postawić na I miejscu siebie. Zacząłem od tego, co uwielbiam robić, a co od kilku lat odkładam na później. Pisanie i nauka rysowania. To coś, co sprawia, że moja dusza rozkwita, a wewnętrzne dziecko uśmiecha się od ucha do ucha. Wyobraźnia w końcu może wyciągnąć całą paletę barw, a umysł aktywuje połączenia odpowiedzialne za tworzenie intrygujących i niebanalnych historii.

Wciąż jest sporo bałaganu w porannych godzinach i mam tu co robić, gdy chodzi o organizację swojej pracy, ale idzie to w dobrą stronę. Nie zawsze udaje mi się przeznaczyć na pisanie tyle czasu, ile bym chciał, ale widzę, że nie to jest najważniejsze. To przyjdzie z czasem, gdy trochę bardziej się ogarnę i ograniczę czas, który wciąż poświęcam na nieistotne rozpraszacze.
Ma to pewne słabe punkty, a przynajmniej ja to tak odczuwam. Myślę, że to chwilowe i mylne przekonanie. Chodzi o to, że nie zjadając tej przysłowiowej żaby, czyli nie robiąc tego, co nie do końca lubię, ale co muszę zrobić, nie mam tym samym w pełni wolnej głowy. Wciąż gdzieś tam siedzi myśl, że muszę jeszcze zrobić coś ważnego, wypełnić przyjęte zobowiązanie. To jednak tylko cień, który jak najbardziej jest do przejścia.
W chwili, gdy siadam do pisania, wsiąkam w tworzoną przez siebie historię i tylko to się liczy. Odpoczywam, relaksuję się, uśmiecham się do siebie i czuję wypełniające mnie szczęście.
Widok, którego nic nie zastąpi
Taki właśnie jest, gdy stawiam siebie i swoje sprawy na I miejscu życiowego podium. Choć wydaje się, że różnica poziomów między I a II i III miejscem jest niewielka, to w praktyce dzielą je lata świetlne. Odkąd zacząłem najpierw pisać i rysować, przestałem się na siebie złościć. Wieczorem, nawet jeśli do końca dnia realizuję zlecenia, mam do siebie ogromny szacunek. Wiem, że dziś zadbałem o siebie i nie zepchnąłem na szary koniec. Potraktowałem siebie jako najważniejszą osobę w życiu i jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że to była słuszna decyzja. To wybór, który zmienia wszystko. A zwłaszcza spojrzenie na siebie.

Zmienia się coś jeszcze. Szybciej mi się pracuje. To, nad czym wcześniej głowiłem się parę godzin, dziś zajmuje mi zaledwie 1,5. Nie jest tak zawsze, bo i zadania różnią się poziomem trudności i niektóre z nich wymagają większego zaangażowania, lepszego researchu (też piszę, ale teksty z zupełnie innej bajki). Mimo to, ich pisanie nie przytłacza i nie wyjaławia mojego umysłu jak dawniej. Wzrosła też kreatywność przy ich tworzeniu oraz lekkość pióra. Jakby całe ciało działało teraz na innej częstotliwości, dostrajając się do szybszych i mniej zatłoczonych tras, prowadzących mnie do obranego celu.
Więcej czasu, choć wciąż tyle samo godzin
To też niezwykły efekt tej zmiany miejsc. Choć nie zawsze, to często mam poczucie, że czasu w ciągu dnia jest więcej. Może dlatego, że pisząc dla siebie, płynie on dla mnie wolniej. W przeciwieństwie do tego, który zdarza mi się spędzić na przeglądaniu FB. To wszystko wciąż jest płynne, gdy chodzi o moje doświadczenie i na pewno będzie się zmieniać i jeszcze nieraz doświadczę małego chaosu związanego z pracą i niezrealizowanym planem dnia. Mimo to dziś wiem, że to dobra zamiana miejsc, która z każdym dniem przynosić będzie coraz większe owoce.
Znalazłem sposób na to, by nie stresować się, że nie zdążę ze zleceniami. Bo co tu dużo mówić. Nie jestem w stanie w 100% przewidzieć, co wydarzy się danego dnia, a każdy dobrze wie, że takie sytuacje mają miejsce i to wcale nie tak rzadko. Niezależnie, czy pracuję w domu, czy w biurze, zawsze mogą wystąpić nieoczekiwanie komplikacje i znajdzie się robota „na wczoraj”.
Gdy postawiłem siebie na pierwszym miejscu, chciałem mieć taki materac bezpieczeństwa, na który bezboleśnie będę mógł upaść w razie czego. W praktyce oznacza to dla mnie zapas czasu, który pozwoli mi bez stresu zająć się taką nagłą sprawą do zrobienia na już. Realizuję zlecenia na zapas, z wyprzedzeniem czasowym, dzięki czemu mam parę tekstów do przodu, a nie na jutro. Jeśli więc dziś z czymś nie zdążę, wiem, że nadrobię jutro.
Co dalej?
Uwielbiam pisać rano, gdy dom jeszcze śpi, wokół panuje cisza, a ja mogę zanurzyć się w tworzonej przeze mnie historii. Niestety, wiem też, że nie mogę spać krócej niż 7 godzin, bo w innym przypadku, moja produktywność spada o co najmniej połowę. A ponieważ zamierzam zrezygnować z kawy (którą bardzo lubię, ale której picie z pewnych względów, o których kiedyś napiszę, nie służy mi), to czasu na odpoczynek tym bardziej nie mogę skrócić. Tym, co mogłoby mi pomóc, jest wcześniejsze chodzenie spać, ale z tym też mam ogromny problem i to temat, który mam do przepracowania Pewnie moją pracą na tym polu, również się tu podzielę, bo moja dusza i tu nie daje mi spokoju, nawołując do odpoczynku przed godz. 23. a nie 2-3 godziny później…
Czy rodzić powinien stawiać siebie na I miejscu?
Jeśli miałoby się to przełożyć na poprawę relacji z innymi w domu, tal jak najbardziej tak. I nie chodzi tu o wpadanie w skrajności, co mogłoby wywołać odwrotny do zamierzonego skutek. Ważne, by zaczynając od małych rzeczy i krótkich odcinków czasu, pozwalać sobie na bycie tym „najważniejszym innym”, o którego dbasz każdego dnia. Jakbyś na chwilę potraktował siebie jako innego członka rodziny, o którego chcesz właśnie zadbać, któremu chcesz dać trochę uwagi, czasu i sprawić, że poczuje się ważny.
Wiem, że kiedy na świat przychodzi dziecko, priorytety rodziców diametralnie się zmieniają. I jest to zrozumiałe, gdy dziecko nie jest w stanie zupełnie o siebie się zatroszczyć.
>Problem pojawia się wówczas, gdy stawianie siebie na szarym końcu, bo jestem mamą, czy tatą a moje dzieci mnie potrzebują i powinienem o nie dbać, nie kończy się po 2-3 latach, tylko trwa przez kilkanaście kolejnych.
Osobiście wolałbym widzieć moich rodziców szczęśliwych, gdy spełniają swoje marzenia, zamiast ich poświęcenia, by mnie niczego nie brakowało. Bo wiem, że ich wewnętrzny stan przekładałby się na atmosferę w domu, a ta dość często daleka była od ideału… .
Jeśli nie jestem dla siebie ważny, z każdym kolejnym dniem rosną pokłady żalu, zgorzknienia i złości. Głównie na siebie. Łatwo zapomnieć o swoim wewnętrznym dziecku, które wciąż czeka na uścisk miłości. Niestety, gdy stawiam siebie na ostatnim miejscu, to dziecko we mnie musi zadowolić się okruchami, a i tych nierzadko nie dostaje.
I to jeden z ważniejszych powodów, dla których postanowiłem w końcu stawiać siebie na pierwszym miejscu, nie odtrącając innych i nie budując wokół siebie muru z cegieł obojętności. Tak naprawę da się pogodzić dbanie o siebie z dbaniem o innych. Kluczowa jest tu jednak kolejność.
Jeśli też masz z tym problem, zacznij od czegoś małego i obserwuj, co będzie się działo w tobie i wokół ciebie. Mam nadzieję, że poczujesz się z tym naprawdę dobrze, co też nie umknie uwadze twoich bliskich.